Z trudem wepchnąłeś to oślizgłe coś w siebie, nadal czując okropny, przywodzący na myśl kocie odchody smak. Jednak zauważywszy, że pozostali, którzy byli z Tobą wcześniej w węgielni, nie ruszali się z miejsc, jakby na coś czekając. Kilku wpatrywało się w duże, żelazne drzwi na drugim końcu sali. Po chwili te otworzyły się, a z nich wyszły jakieś dwie ciemne postaci. Jednym z nich był ów pamiętny grubas, teraz nieco bardziej formalnie ubrany, oraz jakiś ciemnowłosy jegomość, którego twarz, jak i reszta ciała zdawała się być skryta w cieniu. Nie... on był samym cieniem! Przynajmniej tak Ci się zdawało, bowiem gdy wszedł w promień padającego z góry światła, okazał się zwykłym, zakutym w ciemny płaszcz Mrocznym.
- Witajcie. - rozległ się jego głos po sali.
Offline
"Czego ten znowu chce" - myślał z trudem Rkendor, gdyż po spożyciu zawartości miski chciało mu się jednocześnie i srać, i rzygać.
Offline
- Witajcie w naszych skromnych progach. Jak mniemam, zostaliście już należycie przywitani. - uśmiechnął się krzywo - Lecz nie to bynajmniej ma być tematem tej przemowy, pozbawionej już, ekhem, węgla i kopcia. Wielu z was znalazło się tu z wielu powodów. Jedni z własnej woli, inni niekoniecznie. Niestety, wszystkich was czeka RÓWNIE ciężkie i wyczerpujące szkolenie. Z części zostaną zapewne jedynie wraki tego, czym byli wcześniej. Z innych marna kupka flaków, ewentualnie popiołu. Jedynie nieliczni będą w stanie dotrwać końca... - zrobił efektowną pauzę, jakby oczekując oklasków - Nauczycie się tu zabijać, truć, palić i grabić. Nauczycie się, jak kryć się w cieniu. Nie... wy staniecie się takim cieniem... - uśmiechnął się jeszcze szerzej i paskudniej.
Offline
Offline
(Rken. Posty...)
- Trening rozpoczniecie już wkrótce. Rzekłbym nawet, że lada moment, bo oto nadchodzi ten, który go wam zapewni... - rzekł na widok kolejnej postaci, wchodzącej do komnaty. - Poznajcie kapitan Hendregardrę. - w sali rozległo się kilka stłumionych chichotów, bowiem owa kapitan okazała się... kobietą. Zaraz jednak owe śmiechy ucichły, zgromione jej srogim, ponurym wręcz wzrokiem. Była to dobrze zbudowana osoba, o długich, kruczoczarnych, związanych w kucyk włosach i bladej, niemal przezroczystej twarzy.
- Powstań! - warknęła w waszą stronę. Z nią nie będzie już żartów, tak, jak z Oświeconymi... przyszło Ci na myśl.
Offline
Ostatecznie nekromanta uśmiechnął się lekko.
Nie często w końcu można spotkać kobietę służącą w wojsku...
"Może być ciekawie...
... a poza tym zanosi się na koniec przerzucania węgla do tych pieców."
Po rozkazie powstań, Rkendor powstał. Przy okazji tej czynności uczuł, jak coś niemiłosiernie przewala mu się w brzuchu.
"Co to do cholery było, to w misce..."
Ostatnio edytowany przez Rkendor (2011-04-24 18:17:44)
Offline
- Baczność! - rzuciła jeszcze, po czym zaczęła mówić, pozwalając z małym uśmieszkiem, aby Ci dotąd mówiący również poddali się jej rozkazom:
- Spocznij! Witajcie w szeregach Zabójców Curpsusa, czy raczej w tej części programu, w której być może się nimi staniecie. Zostanie wam przydzielone miejsce do spania, każdy również, przynajmniej raz dziennie, otrzyma jeden, porządny posiłek. Tak, jak przed chwilą... - na myśl o owym "porządnym posiłku" znów zebrało Ci się na wymioty... - Nie liczcie jednak zbytnio na miły, okraszony hektolitrami trunków, tonami jadła, oraz całymi tabunami pięknych kobiet, lub mężczyzn, trening. Nie liczcie nawet na to, że stąd kiedykolwiek wyjdziecie... A teraz za mną, gęsiego! Chyba, ktoś chce już na starcie ode mnie oberwać! - jakoś nikt nie chciał, toteż wszyscy poczęli sieę gorączkowo ustawiać w karny rządek.
Offline
"Zabójcy Curpsusa? Ciekawe, ciekawe. Jeśli to, co słyszałem kiedyś o tej organizacji jest prawdą, to nieźle wpadłem..." - myślał Rkendor lustrując ową kapitan wzrokiem i idąc gęsiego wśród innych.
"Mnie, wolnej istocie, próbują tak ręce wiązać... Skurwysyny."
Ostatnio edytowany przez Rkendor (2011-04-26 11:12:40)
Offline
Poszedłeś posłusznie za nią, jakby przecząc swojemu jestestwu jako "wolnej istocie". No ale co tu było robić innego... Kapitan tymczasem wywiodła was z sali prosto do długiego, jasnego korytarza (wszystko w nim było, oczywista, szklane - aż dziwota Cię brała, że to wszystko trzyma się kupy...), którym doszliście po chwili do sporej, no, w każdym razie nie mniejszej halli od tej, w której przed chwilą byliście. Były tu jakieś dziwne... podesty? Na nich dostrzegłeś walczących kadetów, zaś między nimi - chodzących i wydających porady, rozkazy, jak i słowa motywacji dowódcy, dzierżący w swych rękach bicze, którymi raz po raz smagali któregoś ze swoich podwładnych. Aż Cię zimny pot oblał na ten widok... Tymczasem kapitan nie zwalniała, pozdrowiwszy się tylko z kilkoma Mrocznymi jej rangi. Dalej były różne przyrządy do ćwiczeń. Rampy, drabinki, belki do ćwiczenia równowagi, oraz w przeważającej liczbie spore, bo rozmiarów człowieka, wypchane słomą manekiny, noszące na sobie ślady wielu ciosów. To przy nich kapitan zatrzymała się, obracając tym samym (i ku niezadowoleniu kilku kadetów. Zboczeńcy...) w waszą stronę, coby rzec:
- Zaraz będziecie mogli pokazać, co potraficie. Część pójdzie ze mną na strzelnicę, zaś pozostali z kapitan Urgen - wskazała na nadchodzącą postać - będą rzucać nożami. No, byle szybko. Przegrupować się. Chyba, że tak spieszno wam do bata. - poklepała się po czarnym zwoju, jaki miała u pasa.
Offline
"Święto! Wreszcie dają mi tutaj jakiś wybór"
Rkendor ponuro wpatrywał się w twarze zgromadzonych wokół niego istot.
Nie podobało mu się to miejsce, szczególnie przeszklony korytarz.
Gdy mroczny znalazł się w nim, poczuł, jakby zaraz wszystko miało się potłuc i zawalić otchłanie.
"Kolejny dom wariatów. Co za idiota budował takie szklane hale. Do tego z jakimś wyczarowanym słońcem.
No dobra. Z łuku to raczej nie nauczono mnie strzelać. Z kuszy tym bardzej. Hm, nie mam być zamiaru zmotywowanym tymi oto biczami. Przynajmniej dzisiaj. Więc porzucam sobie nożami."
Elf zbliżył się w stronę grupy, która miała zapewne udać się za kapitan Urgen.
W pewnym momencie przyszło mu na myśl, że po nieudanym rzucie, w niego samego mogą począć celować.
"Cholera"
Ostatnio edytowany przez Rkendor (2011-04-26 19:41:31)
Offline
Ruszyłeś z nożownikami do wspomnianych wcześniej manekinów. Przy nich stał stół, a na nim leżały noże wszelakiej maści, od długich, stalowych sztyletów począwszy, na ciężkich, żelaznych tasakach skończywszy. Kapitan Urgen była dość "małomówna", więc po prostu wskazała wam na takowe, a potem na manekiny, dając znak do "ataku", i stanęła z boku, oczekując efektów.
Offline
Mroczny pochylił się nad stołem z nożami. Tasak nie wyglądał na broń nadającą się do rzucania.
Nekromanta chwycił więc prawą dłonią jeden ze sztyletów, po czym dokładnie obejrzał ostrze.
Rkendor po chwili podszedł w stronę manekina. Nie znał się na technikach rzucania, ale spróbował znaleźć środek ciężkości owego noża, następnie trzymając sztylet kciukiem i palcem wskazującym, zamachnął się lekko i rzucił go w kierunku manekina, celując w jego głowę. Wyobrażał sobie, że to łeb tego elfa-pokurcza z Allandorskiego lasku.
Ostatnio edytowany przez Rkendor (2011-04-26 20:26:33)
Offline
Chybiłeś. Zaraz też kapitan dała znak do zmiany, wskazując na pozostałe bronie. Były tam jeszcze, oprócz tasaka, takie małe, również żelazne toporki, nieco mniejsze od tych, co teraz sztylety, oraz coś jakby... stalowe gwiazdki? Musiałbyś wypróbować... Tymczasem innym szło niewiele lepiej, bo trafił tak naprawdę tylko jeden. No, ale u Ciebie też było blisko.
Offline
"Było blisko..."
Rkendor wziął do rąk dwa toporki.
Spróbował tak rzucić nimi w manekina, coby odrąbać mu ten paskudny łeb.
Offline
Znów chybiłeś, czego zdołał uniknąć tylko jeden, jedyny kadet. Kapitan tymczasem przypatrywała się wam krytycznym wzrokiem, po czym znów dała znak do zmiany. Na stole leżały jeszcze owe gwiazdki, oraz pomniejsze nożyki - tych jeszcze nie wypróbowałeś.
(Pamiętaj, przerzuty!)
Offline
Nieco rozeźlony już nekromanta złapał "gwiazdkę", która wydawała mu się najdziwniejszą bronią z leżących na stole.
Zamachnął i nie przymierzając specjalnie rzucił ostrze w manekina.
Ostatnio edytowany przez Rkendor (2011-04-27 14:13:11)
Offline
Udało się, trafiłeś w korpus skurczysyna! I znów, sygnał na zmianę.
Offline
"No wreszcie. Już mi się te hm... gwiazdki? W każdym razie już mi się te gwiazdki fajnym uzbrojeniem wydają. Poręczne toto, lekkie, a uszkodzić kogoś można tym nieźle.
No dobra, co my tutaj mamy" - zastanowił się Rkendor, słysząc sygnał do zmiany.
Nekromanta wziął tasak, po czym rzucił go w kierunku treningowej kukły, tym razem wyobrażając sobie, że jest to ów kruczy demon.
Ostatnio edytowany przez Rkendor (2011-04-27 20:17:15)
Offline
Tasak pomknął jak błyskawica i wbił się w nią jak w masło. Po wzroku kapitan Urgen poznałeś, że tym rzutem wywarłeś na niej niemały podziw. I znów... zmiana. I tylko tych mniejszych sztyletów jeszcze nie próbowałeś. Ciekawe, czemu to wszystko ma służyć? Mogłeś się jedynie domyślać, bo Urgen nadal nie wymówiła choćby słowa, zdając się jedynie na gesty i mimikę twarzy.
Offline
Zadowolony z siebie nekromanta wziął ze stołu mały sztylet, ważąc go przy tym w dłoni. Była to ostatnia broń z leżących na stole, jaką nie próbował rzucić.
Trzymając więc ów sztylet w ręku, Rkendor zamierzył się i zamachnął, celując w zmaltretowaną, słomianą kukłę.
Ostatnio edytowany przez Rkendor (2011-04-28 10:36:20)
Offline
Chybiłeś, choć ostrze sztyletu minęło kukłę o włos. Znów sygnał do zmiany, poprzedzany niezadowoleniem na twarzy kapitan, pewnie na widok Twojego rzutu. Ale cóż, masz jeszcze chyba szansę na poprawę.
(Możesz przerzucać!)
Offline
(Więc proszę o przerzut :))
Ostatnio edytowany przez Rkendor (2011-04-29 06:29:16)
Offline
Trafiłeś kukłę prosto w lewą nogę. Ta zatrzęsła się od ciosu, skrzypiąc przy tym przeraźliwie. Oczy kapitan aż rozszerzyły się ze zdumienia, gdy dawała sygnał do zmiany...
Offline
Nekromanta zwrócił się w kierunku stołu i postanowił wziąść z niego jeden z noży.
Mroczny zważył w ręce broń, potem złapał za ostrze, przymierzył raz, przymierzył drugi, i rzucił w kierunku manekina. Nie za mocno i nie za lekko, tak by nóż wbił się w korpus kukły.
Offline
I tu chybiłeś mimo narastającego skupienia, zaś kapitan niemalże w tym samym momencie ogłosiła koniec. Gestami, oczywiście. Następnie wskazała wam stanowisko łuczników, abyście co prędzej przeszli na nie.
Offline
"Nie jest źle. Trzy razy trafione, trzy razy nie"
Mroczny wraz z innymi poszedł w kierunku stanowiska łuczników.
Offline
Tam czekała na was druga kapitan, która, odesławszy swych poprzednich podopiecznych do stanowiska z nożami, powitała was tymi słowami:
- Tam są stojaki, weźcie sobie z nich łuki i strzały. Dam wam czasu na jakieś... sześć strzałów. No, do roboty! - i podeszła do słomianych tarcz, w których wymalowano 10 czarnych pierścieni, i, oczywista, sam środek, którego jednak nikomu się nie udało osiągnąć, po czym wyjęła z nich te strzały, które miały szansę trafić, choć tych, niestety, było niewiele.
Offline
"Skąd tu tyle kobiet" - zastanawiał się nekromanta, podchodząc jednocześnie do stojaków.
"Żadnych kusz? Same łuki? Może to i dobrze, łuk to chyba ogarnę, hehe."
Mroczny wziął do ręki jeden z łuków, po czym obejrzał go, naciągnął cięciwę.
"Trzeba sprawdzić, czy to cholerstwo się nie rozwali..."
Ostatnio edytowany przez Rkendor (2011-04-30 18:19:11)
Offline
Łuk wyglądał na porządny i, co najważniejsze, odpowiednio giętki, choć nie byłeś w stanie stwierdzić, z jakiego drewna go wykonano. Kołczany ze strzałami leżały obok, oparte o nogi stojaka. W międzyczasie stwierdziłeś, że kusze to jednak zbyt wiele dla takich kadetów, jak wy. Prędzej się pozbijacie, nim traficie w którąkolwiek z tarcz. Zapewne tak myśleli dowódcy...
Offline
"Hm, ten łuk zdaje się być porządny..."
Po wybraniu łuku, Rkendor począł grzebać w najbliższym kołczanie. Starał się znaleźć sześć najlepszych strzał, przede wszystkim prostych. Gdy był już gotowy, stanął naprzeciwko tarczy. Ścisnął wtedy łuk lewą dłonią i uniósł go, a prawą złapał za koniec strzały, po czym naciągnął ją na cięciwę, opierając grot strzały o swoją lewą dłoń.
"Chyba tak to ma być..."
Nekromanta przymknął lewe oko, a po chwili wypuścił cięciwę, starając się trafić w środek tarczy, oczywiście.
Ostatnio edytowany przez Rkendor (2011-04-30 20:25:45)
Offline
Wypuściłeś strzałę, która pomknęła z sykiem wprost ku tarczy. Trafiłeś, choć niestety nie w środek, tylko w jeden z najbliższych mu okręgów. Kapitan cały czas obserwowała wasze postępy czujnym okiem.
Offline
"Cholera."
Nekromanta wziął kolejną strzałę.
"Mhm, ile stąd może być stóp do tarczy?"
Ponadto elf starał się zorientować, czy wieje jakiś drobny wiatr, oraz spróbował dojrzeć, ile dokładnie wypuszczona wcześniej strzała wylądowała od środka tarczy i w jakim zeszła kierunku.
Offline
Nie wyczułeś w okolicy żadnych dziwnych wiatrów, może poza tymi, które sam produkowałeś po tym okropnym posiłku, i to już od jakiegoś czasu. Mogłeś mieć tylko nadzieję, że nie skończy się to jakimiś rewolucjami żołądkowymi... Odległość od tarczy oszacowałeś na jakieś 50 stóp, zaś strzała zeszła chyba lekko na prawo, wbijając się w 3 okrąg od końca, czyli pewno jakieś 5 cali od niego.
Offline
Rkendor poukładał na ziemi pozostałe cztery strzały, a piątą naciągnął na cięciwę.
"Cholerny brzuch... Oby mi tamten glut nie przeżarł flaków..."
"Hm, zeszła ta strzała trochę w prawo. Więc może jednak wiatr był jakiś, chociaż teraz żadnego nie czuję. Albo krzywe cholerstwo było. No cóż. To teraz trzeba trochę inaczej."
Nekromanta wcelował najpierw w środek tarczy, a potem w miejsce znajdujące się jakieś dwa cale powyżej środka i cztery cale na lewo od środka tarczy. Jednakże z odległości pięćdziesięciu stóp ocena nie była łatwa.
"Może teraz będzie lepiej."
Elf z całej siły naciągnął cięciwę, po czym wypuścił pocisk.
Ostatnio edytowany przez Rkendor (2011-05-02 14:47:28)
Offline
Druga już strzała pomknęła ku tarczy, wbijając się w nią z głośnym "pum", słyszalnym aż tutaj, wzbijając też przy tym niemałe tumany kurzu, jak i siana strzępy, które rozpoczęły swą powolną wędrówkę w powietrzu, aby wreszcie dotrzeć do swej upragnionej przystani, będącej niczym innym, a kamienną posadzką, na której właśnie stałeś. Dobrze, że nie szklaną... Tymczasem, nim one w ogóle jej dotknęły, zdołałeś dojrzeć wyraz niejakiego zdumienia na widok tego, jak znów trafiłeś, a to na twarzy kapitan Hendregardy, mimo, iż strzała wbiła się w jeden z zewnętrznych kręgów.
Offline
"Zdumienie? To co będzie, jak ta oto strzała wyląduje tam oto pośrodku tej tarczy. I to jest jasne jak cholera, że tam wreszcie trafię..."
Rkendor wziął kolejną strzałę do ręki.
"Krzywa! Na pewno! Zaraz wyszukam, w którym miejscu spartaczyli..."
Nekromanta usilnie zaczął oglądać trzymany w ręku pocisk. Kątem oka obserwował też innych rekrutów. Chciał się przekonać, jak strzelanie z łuku wychodzi towarzyszom niedoli.
"A może jakiś błąd popełniam, przy tym strzelaniu? Trzeba zobaczyć, co tam inni porabiają."
Offline
Strzała wydawała się prosta, bez skaz, ale żeby to stwierdzić, i czy aby na pewno, musiałbyś być co najmniej jakimś znawcą... Innym szło tymczasem o wiele gorzej (tu ku Twojemu rosnącemu zadowoleniu, ale też bólowi brzucha, który coraz to częściej dawał się we znaki), bowiem tylko jednemu z pozostałej trójki udało się dotąd trafić, i na pewno nie było to w sam środek tarczy, rzekłbyś raczej, że o całe mile od niego.
Offline
"Nie jest źle, nie jest źle... no, to próbujemy dalej."
Nekromanta naciągnął uprzednio wybraną strzałę na cięciwę, następnie wcelował w miejsce znajdujące się cal nad środkiem tarczy.
"Ciekawe, który okrąg będzie teraz. Mam nadzieję, że lepszy niż wcześniejsze..."
Offline
Trochę się nie skupiłeś tym razem, bo mimo, iż trafiłeś, to jednak nie w sam środek, jak chciałeś, a dość daleko od niego, na jednym z zewnętrznych okręgów. Znowu... Nadal jednak pozostałeś oczkiem w głowie pani kapitan, jako że żaden z pozostałych dotąd nie trafił, no, może poza jednym szczęśliwcem. Widziałeś ich wściekłe, choć też i zdeterminowane twarze, wpatrujące się teraz tępo w ich tarcze, w sam środek, tak, jakby mieli trafić tam wzrokiem, a nie strzałą, choć to drugie niezbyt im wychodziło, także i tym razem. Ale jeszcze połowa przed wami, więc kto wie, kto wie. Fortuna zmienną jest, raz sprzyja kotku goniącemu myszkę, a raz myszce, goniącej kotka. A raz przyjdzie piesek i wszystkich zje...
Offline
"Hmmm... w którym kierunku od środka tarczy zeszła tym razem ta strzała?" - zastanowił się nekromanta, wychylając się przy tym nieco, by móc to ocenić. Jednocześnie śmiał się w myślach z otaczających go nieudaczników.
"Miny krzywią, jakby zeżarli wiadro zepsutego bigosu, ha ha"
Po czym mroczny przypomniał sobie, że sam nie tak znowu dawno zjadł coś podobnego...
Offline
Tym razem poszła w górę, w górną część tarczy. I znów ból brzucha dał znać o sobie, choć udało Ci się powstrzymać wymioty...
Offline
"Czyli nie ma co kombinować."
Nekromanta podniósł kolejną strzałę i naciągnął cięciwę najmocniej jak się dało, następnie wypuścił strzałę, mierząc w sam środek tarczy. Starał się nie przejmować bólem brzucha.
Ostatnio edytowany przez Rkendor (2011-05-07 13:08:08)
Offline
Chyba zrobiłeś to nieco za mocno, bo strzała pomknęła o wiele za daleko, niż było to potrzebne, o głowę mijając najwyższy włosek tarczy, i o włos mijając głowę jakiegoś pachołka, który posłał w Twoją stronę kilka wymyślnych przekleństw, i odszedł gdzieś dalej wygrażając Ci pięścią.
(Możesz przerzucać!)
Offline
Offline
Strzeliłeś tuż obok środka, rzekłbyś milimetry Cię od niego dzieliły. Kapitan spojrzała na Ciebie co najmniej tak, jakbyś był różowym słoniem w niebieskich, puchatych łapciach, z trąbką w ustach i na bicyklu. A może tak, jakbyś właśnie pokonał samego Hairisa? Kto wie, kto wie, w każdym razie podobało jej się to, co właśnie robiłeś, i jak to robiłeś. W ogóle jakoś tak dziwnie na Ciebie patrzyła...
Offline
Nekromanta na mgnienie spojrzał w kierunku owej kapitan.
Potem zaś wziął kolejną strzałę.
"To już chyba ostatnia szansa" - zamyślał Rkendor mierząc w środek tarczy, podobnie jak wcześniej.
"Niewiele zabrakło, może teraz się uda"
Offline
Tym razem zabrakło dużo, dużo więcej do celu. Strzała pomknęła gdzieś dalej, dalej, niżbyś tego chciał. Mogłeś mieć tylko nadzieję, że nikogo tam nie uszkodziła... Kapitan nadal jednak końca nie zarządziła, i nijak nieporuszona Twoją pierwszą porażką nadal obserwowała głównie Twoje postępy.
Offline
"To nie powinien być już koniec tych ćwiczeń?"
Rkendor znów tak samo jak wcześniej przycelował w środek tarczy, czy raczej w jego okolicę, jednak nie naciągnął tym razem tak mocno cięciwy. Starał się też mocniej skupić, a to by znowu nie odwalić takiej fuszerki. Mierzył teraz uważniej i dłużej niż wcześniej.
Ostatnio edytowany przez Rkendor (2011-05-14 20:22:40)
Offline
I chyba to się właśnie Tobie opłaciło. Nie, chwila... Chyba? Całkowicie, przecież trafiłeś w sam środek! Kapitan wprost opadła szczęka ze zdumienia, podobnie, jak i Tobie. Mało tego... pozostali również wpatrywali się jak zmrożeniu w tą jedna, jedyną strzałę, która wbiła się na swoje miejsce, jakby stale upewniając się, czy na pewno dobrze widzą. Kilku nawet przetarło z niedowierzania oczy... I to był koniec, koniec tych zawodów. Zawodów, które wygrałeś Ty.
Otrzymujesz nową rangę (zręczności):
-Strzelec wyborowy (+1 przy testach zręczności)
Offline
"Udało się..."
Rkendor wpatrywał się w tarczę przez kilka mgnień. Był zdziwiony tym nagłym sukcesem. Wprawdzie wmawiał sobie wcześniej, że uda mu się ta sztuka, ale w głębi duszy nie liczył zbytnio na to, iż mu się powiedzie.
"No ładnie, ładnie. Na sam koniec. Oto idealne przypieczętowanie moich wyników."
Nekromanta starał się zachować kamienny wyraz twarzy.
"Strzelanie z łuku to jednak strzelanie z łuku, a nie rzucanie klątw. Nie ma co się przesadnie tym cieszyć, jakby było to coś bardzo ważnego. A nawet jakby było, to nie w tym miejscu. Nie w tym miejscu. Jeszcze zapomnę, że mnie tu zatargano siłą. A poza tym co to zmieniło w mojej obecnej sytuacji."
Mroczny powiódł wzrokiem po twarzach otaczających go istot. Po rekrutach wpatrujących się tępo w środek tarczy i nadzianą weń strzałę. Po sylwetce owej kapitan. Na koniec po murach tej... twierdzy?
"To się nazywa mieć pecha. Jestem tu tylko dlatego, że okpiło mnie jakieś demoniczne monstrum, którego istnienie można by... można było włożyć między bajki. Ile potrwa to... szkolenie. Jakie dokładnie wydarzenia nastąpią, gdy się skończy..." Rkendor wciąż rozglądał się dookoła zastanawiając się, czy nie rzucić kilku złośliwych słów w stronę otaczających go strzelców. Wyglądali dość komicznie...
Na koniec zaś spojrzał ukradkiem, nieco nienawistnie w kierunku swojej szaty.
Offline
Kapitan jakby to zauważyła, gdyż rzekła:
- Z każdym strzałem jesteś coraz bliżej jej zdjęcia... - robiąc to jednak na tyle cicho i na tyle zbliżywszy się do Ciebie, abyś tylko Ty mógł być tych słów adresatem. Po chwili dodała "nieco" głośniej:
- Więc oto mamy zwycięzcę! Tak, musicie wiedzieć, że to, w czym przed chwilą uczestniczyliście, nie działo się przez jakiś tam zwykły przypadek, o nie! Miało bowiem na celu wyłonienie najlepszych z najlepszych, w danej, oczywista, dziedzinie. Z tej grupy tylko jeden wyróżnił się aż taką celnością w swych strzałach, i cóż... Nie jest to bynajmniej jedyny, który dołączy do owych elit, o nie... Jest jeszcze ktoś, kto mimo, iż może nie strzelał tak celnie, to jednak też trafił raz w środek, a i wiele razy w samą tarczę po prostu. No, dosyć tego gadania. Wy dwaj, za mną. - wskazała na Ciebie, i na jakiegoś niezłego mięśniaka, który był zapewne "tym drugim". - Pozostali, poczekajcie tu na kogoś, kto się wami zajmie. - rzuciła jeszcze.
Offline